Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Chyba od tego lata trzeba będzie to powiedzenie zmienić na porzekadło: nieszczęścia chodzą trójkami. Tegoroczne lato może stać się jednym z najbardziej tragicznych okresów Polski w całym ostatnim ćwierćwieczu. To wynik ogołacania kraju z najwybitniejszych Polaków. A przecież ani początek roku, ani przepiękna wiosna, umajona niczym głowa młodej łowiczanki ze spółdzielni rolniczej bądź punktu skupu żywca, witającej ministra rolnictwa Marka Sawickiego, nie zapowiadały tak czarnego scenariusza.

 

Pierwszym nieszczęściem jest strata pana premiera, który postanowił poświęcić się dla dobra Europy  i przenieść się na stałe do Brukseli. Donald Tusk, który miał wspaniałe osiągnięcia w budowie dróg i mostów w Polsce, zamierza teraz jako szef Rady Europejskiej wykorzystać swoje doświadczenie w budowaniu mostów porozumienia między krajami.

 

Początkowo wydawało się, że lukę powstałą po premierze wypełni najlepszy w ostatnich bez mała stu latach, szef polskich służb zagranicznych, Radosław Sikorski. Niestety, naturalnego sukcesora po Donaldzie Tusku, pod broń wezwała również Unia Europejska. Jego szerokie horyzonty intelektualne, polityczna przenikliwość i intuicja, kultura bycia, pełen wdzięku promienny uśmiech, predestynują go jak nikogo w Europie, do stanowiska szefa dyplomacji europejskiej. Nikt nie ma co do tego wątpliwości. Ale jak żyć w kraju bez tych dwóch wybitnych mężów stanu? Czy Polska nie stanie wkrótce na skraju przepaści? – trzeba już dziś zadać sobie to bolesne pytanie.

 

Jakby tego było mało, do Stanów Zjednoczonych na stałe przenosi się najwybitniejszy europejski ekspert w sprawach katastrof lotniczych, doktor inżynier Maciej Grzegorz Lasek. Skusiła go kariera aktora filmowego. Ma zagrać w hollywoodzkiej superprodukcji o II wojnie w Zatoce Perskiej sprzed 10 laty. Obejmie rolę rosyjskiego szpiega, który trafia do sztabu wojsk amerykańskich, udając pacjenta szpitala psychiatrycznego. Podczas castingu, w którym nie informowano go jaka rola ma mu ewentualnie przypaść, był ponoć bezkonkurencyjny.


Dla nas to żadne pocieszenie, skoro kraj traci kolejną wybitną postać. Jak wyznał w rozmowie z nami, bakcylem filmowym zaraził się biorąc udział w dokumencie „Śmierć prezydenta”, kręconym przez National Geographic.

 

Jerzy Jachowicz