Autorzy 2023 - promocja!

Dlaczego prof. Kleiber wycofał się z organizowania debaty?

opublikowano: 19 października 2013

Ewidentna wpadka prof. Rońdy - który przyznał się, że kilka miesięcy temu blefował mówiąc o posiadaniu tajnego dokumentu - jest tym bardziej bolesna, że nie wynikała z żadnych ważnych okoliczności.

Jego pierwotne twierdzenie nie miało znaczenia dla rozwoju sprawy smoleńskiej, było prawdopodobnie niczym więcej niż niewłaściwą reakcją na stres medialny i presję. Warto też zwrócić uwagę na klasę, z jaką uznał własny błąd. Przeprosił, złożył rezygnację, odchodzi ze sceny. Potępiający jego zachowanie prof. Michał Kleiber ("wystąpienia prof. Rońdy bulwersujące, a jego zachowanie naganne") zbyt łatwo sięga tak wysoki ton. Mógłby raczej podkreślić, że tak postępować powinni wszyscy ludzie nauki, których Smoleńsk przygniótł. A więc co najmniej cała komisja Millera, skompromitowana 10 razy więcej niż prof. Rońda już samym twierdzeniem o obecności gen. Błasika w kokpicie (to on miał czytać właściwe dane, załoga miała rzekomo nie znać realnej wysokości - to była główna teza millerowców, zaprezentowana podczas finalnej konferencji prasowej).

Cios wymierzony w prof. Rońdę jest efektowny, ale ma jednak charakter marginalny. Zespół Parlamentarny to przecież prof. Binienda, Szuladziński, Nowaczyk. To potężny dorobek, który nawet Macieja Laska skłonił do rejterady. Dziś ogłosił przecież, że nie będzie już polemizował z ekspertami Macierewicza, co oznacza przecież ni mniej ni więcej tylko kapitulację. Chciałoby się powiedzieć: wreszcie! Tak jak wreszcie Lasek przyznał ostatnio, że "oczywiście brzoza została złamana w wyniku kontaktu ze skrzydłem". Piękna wolta, prawda? Co prawda nadal twierdzi, że "jednocześnie skrzydło zostało uszkodzone na tyle poważnie, że odpadło w czasie lotu, na skutek zniszczenia jego struktury", ale jakiś postęp już jest. Już nie twierdzi, że brzoza przecięła skrzydło na pół.
Głosy wzywające do większego profesjonalizmu opozycji, do uważnej samokontroli w obliczu przemocy medialnej, są oczywiście słuszne. Nie zapominajmy jednak, że idealnie nigdy nie będzie. Choćby dlatego, że wielu profesjonalistów, którzy prywatnie myślą to, co Antoni Macierewicz, boi się zaangażować. Dopóki obóz władzy - władzy opartej na miękkim, a czasem i twardym autorytaryzmie - się nie załamie, opozycja będzie ściganą zwierzyną. A ścigana zwierzyna się potyka.

Jednocześnie prof. Michał Kleiber ogłosił, że wycofuje się z propozycji zorganizowania debaty pomiędzy ekspertami zespołów Laska i Macierewicza. "Do tego potrzebne jest choćby minimum powagi i odpowiedzialności wszystkich zabierających w sprawie głos" - stwierdził prezes PAN. Słusznie. Gdyby jednak głębiej pogrzebać, to należałoby stwierdzić: taka debata jest niemożliwa w kraju, w którym władza wisi na kłamstwie smoleńskim. To pierwsza przyczyna. Bo choć teoretycznie rozmowa o Smoleńsku się toczy, choćby w mediach, to ma szczególny, mało poważny charakter. Prorządowe programy informacyjne nadają wielką rangę wpadce jednego z opozycyjnych ekspertów, ale o arcyważnym ustaleniu innego już nie poinformują nawet krótką wzmianką.

Na koniec mała dygresja. Brytyjska policja opublikowała właśnie portret pamięciowy mężczyzny, który mógł mieć związek z porwaniem małej dziewczynki Madeleine McCann 3 maja 2007 roku, w portugalskim kurorcie. Miejscowa (portugalska) policja zawiesiła śledztwo w połowie 2008 roku, uznając, że sprawy nie da się rozwikłać. Jednak w maju 2011 roku konserwatywna minister spraw wewnętrznych Wielkiej Brytanii Theresa May nakazała Scotland Yardowi przejrzenie wszystkich dowodów. Obecnie sprawą zajmuje się 30 śledczych- tylko tą sprawą! I nie chodzi tylko o medialność zdarzenia, rzeczywiście wysoką. Brytyjskie władze wiedzą, że państwo musi zrobić wszystko, co możliwe, by wypełnić swój obowiązek wobec małej Angielki.

W Polsce, też po 3 latach, władze również wróciły do głośnej sprawy tragedii smoleńskiej. Powołały świetnie płatny zespół ekspertów do spraw... propagandy. Jego zadaniem jest obrona pierwotnych kłamstw.
I tu państwo płaci, i nad Tamizą płaci. Tam detektywom szukającym prawdy, tu propagandzistom.

Jacek Karnowski



 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła