Aktualne wydanie
Wydanie nr 50/2025 (680)
N A P O C Z Ą T E K
5T E M A T T Y G O D N I A
20K R A J
23Ś W I A T
39O P I N I E
44H I S T O R I A
52S I E C I K U L T U R Y
55G O S P O D A R K A
64N A T U R A DLA L U D Z I
68P O D R Ó Ż E
70K U C H N I A
71N A K O N I E C
72Cicha burza nad Dunajem
Prezydent Karol Nawrocki słusznie
odwołał lub przełożył (ta kwestia
nie jest jasna) spotkanie z Viktorem
Orbánem w Budapeszcie i ograniczył
się do spotkania w formacie prezydenckim
Grupy Wyszehradzkiej w Ostrzyhomiu.
Nie było innego wyjścia po tym,
gdy kilka dni wcześniej premier Węgier
odwiedził Moskwę i spotkał się z Władimirem
Putinem, odpowiedzialnym za
napaść na Ukrainę, liczne inne zbrodnie
i prawdopodobnie również akty dywersji
wymierzone w Polskę. Gdyby głowa
polskiego państwa podjęła decyzję o realizacji
przyjętego wcześniej kalendarza,
oznaczałoby to udział w grze, pod którą
Polska się nie podpisuje. Oznaczałoby to
także ogromne koszty polityczne zarówno
dla samego prezydenta, jak i dla całego
obozu polskiej prawicy niepodległościowej.
Maszyna propagandowa obozu
władzy wykorzystałaby koincydencję
czasową i wypichciła taką zbitkę, którą
eksploatowano by przez długie miesiące,
a może i lata.
Inna decyzja nie mogła zapaść, ale
w konsekwencji relacje polsko-węgierskie
znalazły się w bardzo trudnym momencie.
Obóz premiera Orbána walczy
o życie, w kwietniu odbędą się wybory,
w sondażach prowadzi – co prawda z coraz
mniejszą przewagą – opozycyjna partia
TISZA. Decyzja prezydenta Polski została
odebrana nad Dunajem jako działanie
przesadne, zbędne i mocno uderzające
w polityczne szanse rządzącego Fideszu.
Węgierska prawica, która tradycyjnie
nie docenia siły antyrosyjskich postaw
i emocji w Polsce, uważa, że jeśli relacje
między obozami politycznymi mają specjalny
charakter, to ten, który znajduje się
w krytycznym momencie, który prowadzi
kampanię, powinien móc liczyć na wsparcie
drugiej strony. Przywołuje także fakt
przyjęcia politycznych uchodźców znad
Wisły, co jednak nie może być dla prezydenta
RP rozstrzygającym argumentem.
Oznaczałoby to podporządkowanie polityki
sprawie ważnej, symbolicznej, ale
jednak nie zasadniczej. Wreszcie – zdaniem
Węgrów – można zasugerować Budapesztowi
przełożenie wizyty na własną
prośbę, nie rezygnować ze spotkania prezydentów
w węgierskiej stolicy, a także
lepiej dobrać słownictwo komunikatów.
W sumie powstał uraz, który może mieć
konsekwencje dla dalszych losów polsko-
węgierskich relacji. Pamiętajmy: gdy
ktoś walczy o życie, odbiera różne sygnały
podwójnie mocno. A jeśli do tego ktoś rządzi
od 16 lat, to podświadomie oczekuje od
pozostałych partnerów, że będą dostosowywali
się do jego wistów, również tych
najmniej akceptowalnych czy najbardziej
egzotycznych. Gdy spotyka się z odmową,
pojawia się rodzaj irytacji, która łatwo
przeradza się w złość.
Obie strony mają mocne racje, ale – powtarzam
– z polskiego punktu widzenia
prezydent Karol Nawrocki w ogólnych
zarysach nie mógł się zachować inaczej.
Nie oznacza to jednak, że polska prawica
może sobie pozwolić na zaniedbanie relacji
z Budapesztem, czy też że nie powinna
kibicować Fideszowi w walce z globalistyczną
marionetką – Péterem Magyarem.
Upadek Orbána byłby porażką całego
ruchu konserwatywnego w świecie
zachodnim. Na szczęście szanse Orbána
na zachowanie władzy zauważalnie rosną
– pomogła zmiana tonu kampanii, więcej
pokory i większe skupienie się na problemach
zwykłych ludzi, a także – jak zawsze
na Węgrzech – artyleryjski ostrzał
przeciwnika pod jasno zdefiniowanym,
dobrze dobranym kątem. W razie przejęcia
władzy przez polską prawicę w 2027 r.
Budapeszt będzie też niezwykle ważnym
punktem oparcia w walce z pełzającą
agresją coraz bardziej brutalnej Brukseli.
Będzie właściwie – tak jak był – jedynym
punktem, który nie pęknie pod wpływem
presji bądź przekupstwa. Ani Czechy Babiša,
ani Słowacja Fico takiej roli nie chcą
i nie są w stanie odgrywać.
Nieakceptowalna dla Polski postawa
premiera Orbána wobec Rosji sprawia,
że współpraca z Węgrami stała się dla
polskiej prawicy polem minowym. Nie
ma łatwych wyborów, za to łatwo o błąd.
Ale nie oznacza to, że nie należy się starać
działać w taki sposób, by możliwie wiele
z tego cennego kapitału ocalało i stało się
podstawą odbudowy relacji w czasach
mniej rozhuśtanych.
Jacek Karnowski





