Elblążanie uwierzyli w siebie



Rozmowa „Sieci” z Jerzym Wilkiem, kandydatem PiS i zwycięzca I tury wyborów prezydenckich w Elblągu. "Przez ostatnie 6 lat nikt o naszym mieście nie wspominał. Teraz mówią o nas wszyscy. W końcu to my pierwsi pokazaliśmy, że demokracja bezpośrednia jest skuteczna" - mówi nam Jerzy Wilk.
- Jak się pan czuje, jako zwycięzca czy jednak przegrany?
- Czuję się jak wędrowiec, który znalazł się w połowie drogi. W sumie jednak jestem zadowolony. To bardzo dobry wynik. Po raz pierwszy PiS w Elblągu osiągnął taki rezultat. Jako partia w wyborach do Rady Miejskiej otrzymaliśmy 9800 głosów, a ja jako kandydat do fotela prezydenta miasta zdobyłem 11 282. Czyli więcej niż moja partia. A to znaczy, że popiera mnie prawie półtora tysiąca osób, które nie czują się aż tak silnie związane emocjonalnie z PiS-em, żeby na niego głosować.
- Przewaga lekko ponad 10 procent głosów nad pańską kontrkandydatką z PO to z jednej strony dużo. Ale w liczbach bezwzględnych wynosi 3742 głosy. Tylko czy aż?
- Sprawa jest otwarta. II tura przyniesie odpowiedź na to pytanie. Osobiście jestem dobrej myśli.
- Jak Elblążanie wyobrażają sobie rządy, kiedy prezydentem zostałaby kandydatka Platformy? W Radzie Miejskiej 10 mandatów zdobyło przecież Prawo i Sprawiedliwość, 7 PO, 5 SLD, a 3 KKW, za którym stoi PSL.
- Taka sytuacja byłaby gorsza niż przed referendum. Musiałaby powstać koalicja 3 ugrupowań. Samo PO plus SLD daje tylko 12 głosów. Brakuje 2 mandatów przewagi. Dopiero 7 plus 5 plus 3 daje większość. Strasznie trudno byłoby scalić takie ugrupowanie. Nam do sprawnego rządzenia wystarczy praktycznie jeden koalicjant.
- SLD. Czy prowadzicie już rozmowy?
- Owszem, ale są one na bardzo wstępnym etapie. Żadna z opcji nie chce się deklarować do końca przed wynikiem wyborów prezydenckich. Nikt nie chce powiedzieć o jedno słowo za dużo, by później, po wyborze prezydenta miasta nie zaważyło to na wyniku dalszych negocjacji. Raczej strony są skłonne przyjąć stanowisko, że oficjalnie nie poprą żadnego kandydata i zostawia swoim wyborcom wolna rękę. Mogliby dużo stracić na takim poparciu, a po co ryzykować. Część wyborców i tak zostanie w domach, bo nie jestem ich kandydatem, a w przypadku wyraźnego określenia się lidera, wielu mogłoby go nie posłuchać. Niepotrzebna strata wizerunkowa, skoro można odczekać. Kluczem do wszystkiego jest ostateczna odpowiedź na pytanie: kto zdobędzie fotel prezydenta?
- Nie wzdrygacie się na myśl o koalicji z SLD?
- To są wybory lokalne. Wielka politykę zostawiamy w Warszawie. Co ma wspólnego np. rozstrzygnięcie gdzie ma być zbudowany chodnik, z kwestią związków partnerskich. To specyfika władzy samorządowej, która ma rozstrzygać głównie problemy nazwijmy je „techniczne” danej społeczności. Zresztą w Polsce taka koalicja nie jest żadna nowością.
- Swoją drogą nie bardzo rozumiem po co Elblążanie robili referendum. Kiedy wygra kandydatka Platformy zaprzeczą sami sobie i tylko niepotrzebnie wydadzą kupę pieniędzy. Jakiś absurd. Chociaż słyszałem głosy, że dzięki referendum odwołano skompromitowanego prezydenta i nieudolną radę, a teraz przyjdą nowi z PO i zrobią lepiej.
- Jacy nowi? Przecież na 7 „nowych” rajców z Platformy pięciu to ci sami ludzie, którzy zasiadali w niej wcześniej. W tym pani Grażyna Kluge poprzednia wiceprzewodnicząca ds. oświatowych. Kiedy PO wygra wybory prezydenckie idę o zakład, że wróci na swoje stanowisko. To przecież ci radni przegłosowali podwyżkę cen biletów komunikacji miejskiej, podnieśli czynsze na mieszkania komunalne i zatrudniali na stanowiskach w Ratuszu „tancerzy” – grupę „krewnych i znajomych królika” z klubu tanecznego i ośrodka „Światowit”. „Tancerze”, to wręcz symbol elbląskiego kolesiostwa i obsadzania posad samorządowych ludźmi niekompetentnymi. Moja kontrkandydatka w latach 2010-2011 sama była przewodniczącą Rady Miejskiej i tylko dlatego zrezygnowała, bo dostała mandat posła do Sejmu. A teraz wraca.
- „Powtórka z rozrywki, z rozrywki powtórka”, jak głoszą słowa kabaretowej piosenki.
- No właśnie.
- Jakie wrażenie zrobił przyjazd premiera na Elblążanach?
- Chyba niezbyt wielkie. Wszystkie spotkania odbywały się w zamkniętych pomieszczeniach, jak te w słynnym już ośrodku kultury „Światowit”. Związkowcy, ludzie od Palikota i kibice szykowali pikiety w razie gdyby chciał wystąpić publicznie. Premier zrobił unik i nie pojawiał się wśród zwykłych ludzi. Swój drugi przyjazd ograniczył do spotkania w biurze mojej kontrkandydatki. Chyba omawiali strategię. Przypuszczam, że będą to ataki personalne na moja osobę.
- Jak haki to w słabe punkty. Ma pan takie?
- Zapewne poruszą temat spółdzielni inwalidów „Elsin”. Kieruję tym zakładem pracy chronionej. Pracują tam niewidomi. Jak wiadomo od jakiegoś czasu PFRON przestał dotować spółdzielnie. I mamy kłopoty finansowe. Mógłbym przed wyborami zrzec się funkcji prezesa, ale niewidomi boją się, że wtedy stracą źródło utrzymania. Liczę się z tym, że padnie argument „chce rządzić miastem, a nie potrafi kierować spółdzielnią inwalidów”.
- Co obiecuje pan mieszkańcom?
- M.in. obniżkę cen biletów komunikacji miejskiej i czynszów na mieszkania komunalne o 25 procent, czyli o 2 złote na metrze.
- Przeciwniczka obiecuje podobnie.
- Miesiącami trwała dyskusja o podwyżkach i w końcu mimo sprzeciwu mieszkańców uchwalono je. Po co to było? Żeby teraz odwołać, bo przegrali referendum. A sprawa spółki Aquapark - została powołana do budowy nowoczesnego kompleksu rozrywki z pensją prezesa 6 i pół tysiąca złotych. Nie zbudowali nic, bo nie ma pieniędzy, ale spółki nie rozwiązali. Teraz zmienili zdanie. W wypadku wygranej mają ją rozwiązać. Ale gdzie tu jest wiarygodność?
- A co z przekopem Mierzei Wiślanej?
- To dobry pomysł dla Elbląga i okolic. Premier stwierdził jednak, że nie najlepszy, bo nieopłacalny i trudno wykonalny. Widać nie zna własnych ekspertyz. Rząd zlecił Urzędowi Morskiemu w Gdyni zrobienie badań i sformułowanie wniosków. Zapłacił za to kilka milionów złotych. Wyniki są dokładnie odwrotne niż stwierdzenia Donalda Tuska. Inwestycja jest opłacalna i wcale nie taka trudna do wykonania. Jestem absolutnie za. Tylko o tym decyduje ostatecznie Warszawa. Natomiast jest jeszcze druga sprawa. Przyłączenie nas do województwa pomorskiego. Olsztyn jako nasze miasto wojewódzkie jest siedzibą większości urzędów, ale nasi mieszkańcy nie czują się z tym dobrze. Wielu z nas pracuje w Gdańsku, studiuje, robi zakupy. Prawie nie mamy związku z obecną metropolią. A Olsztyn zabrał nam pieniądze na remont tramwajów, bo sam chce odtworzyć sieć linii, które sami wcześniej zlikwidowali. Z filii urzędów wojewódzkich wynosili nawet meble, a w końcu przenieśli tam w ślad za meblami i komputerami prawie wszystkie instytucje. Ludzie wiedzą o tym i nie chcą należeć do województwa warmińsko-mazurskiego, tylko do Pomorza. Dlatego chcemy doprowadzić do referendum w tej sprawie. Jeśli swobody obywatelskie mają być respektowane. W tej sprawie zdobyłem pisemną deklarację Klubu Parlamentarnego PiS.
- Solidarna Polska zdobyła w wyborach 1800 głosów. Czy was poprą?
- Może zostaną w domach, ale będę ich prosić o poparcie.
- Elbląg nagle stał się słynny w Polsce. Jak postrzegają to mieszkańcy.
- Przez ostatnie 6 lat nikt o naszym mieście nie wspominał. Teraz mówią o nas wszyscy. W końcu to my pierwsi pokazaliśmy, że demokracja bezpośrednia jest skuteczna. Od nas zaczęły się referenda, które powoli ogarniają cała Polskę. Elblążanie chyba uwierzyli w siebie i w to, że maja coś do powiedzenia.
Rozmawiał Andrzej Rafał Potocki