Autorzy 2023 - promocja!

Heca wokół ujawnienia protokołów

opublikowano: 19 września 2013
Heca wokół ujawnienia protokołów lupa lupa

Od dawna nie było takiego steku bzdur i takiego festiwalu ignorancji, jakie wywołało upublicznienie protokołów przesłuchań w prokuraturze trzech świadków - ekspertów sejmowego zespołu do badania katastrofy smoleńskiej - pisze Stanisław Janecki.

Nie chodzi nawet o zwykłe erupcje ignoranckiego tupetu ludzi, którzy zabierają głos dlatego, że o niczym nie mają pojęcia. Chodzi o pomieszanie z poplątaniem funkcji prokuratury, państwowej komisji, roli ekspertów czy tego, co robią naukowcy i jakie to może mieć znaczenie dla wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Na głębszym poziomie chodzi o doprowadzenie do totalnego zidiocenia debaty publicznej.

Rechot niektórych komentatorów w związku z tym, że jakiś świadek opowiada o swoich doświadczeniach życiowych jest dowodem kompletnego upadku elementarnych standardów myślenia czy wnioskowania. Chodzi przecież o absolutne niezrozumienie ani tego, czym jest przesłuchanie w prokuraturze, ani zasad pracy naukowej czy możliwości, jakie dają różne badania. Jest rechotem zwykłego ignoranta. W istocie jest to rechot z własnej bezradności i nieumiejętności poruszania się w materii, która powinna wywoływać istotne pytania. Także o to, co chcą osiągnąć prokuratorzy zadający takie, a nie inne pytania oraz jaki cel ma ujawnianie protokołów przesłuchań, a wcześniej ich absolutnie bezmyślne i zmanipulowane omawianie w „Gazecie Wyborczej”.

To do prokuratorów należy zadawanie świadkom takich pytań, by ich odpowiedzi miały jak największe znaczenie dla prowadzonego śledztwa. Prokurator nie jest naukowcem, więc pytając uczonego nie jest w stanie uzyskać szczegółowej wiedzy, a nawet zrozumieć założeń metodologicznych badań, szczególnie tych wykorzystujących skomplikowane modele matematyczne. To nie jest jednak problemem. Bo prokurator może się dowiedzieć, co konkretny naukowiec chciał osiągnąć i jakimi metodami, a potem zamówić stosowne ekspertyzy lub wykorzystać istniejące publikacje. Ale do tego potrzebne są odpowiednie kompetencje. Inaczej przesłuchanie świadka staje się niewykorzystaną szansą lub jest po prostu puste.

Świadek może być w dochodzeniach prokuratorskich ważnym źródłem wiedzy czy też może pomagać w weryfikowaniu różnych hipotez śledztwa. Tylko te hipotezy muszą istnieć i zadający pytania prokurator musi wiedzieć, po co konkretnego świadka przesłuchuje. Odbębnianie przesłuchania bez wykorzystania nawet części możliwości, jakie ono stwarza, kompromituje prokuratora, a nie przesłuchiwanego. Ten przecież nie zna planu śledztwa, a tym bardziej nie odpowiada za to, że prokurator jest dyletantem albo działa na chybił trafił, albo pyta o cokolwiek bez ładu i składu.

Naukowiec formułuje hipotezy i weryfikuje je wedle dostępnych danych. Hipotezy takie mogą być bardzo przydatne do wyjaśnienia badanych zjawisk nawet wtedy, gdy są tylko modelami matematycznymi czy idealizacjami. Jest skrajnym idiotyzmem reagowanie na badania naukowe rechotem czy posługiwanie się argumentami bądź retoryką, które dla nauki nie mają najmniejszego znaczenia. Wyłącznie kompletny ignorant może sądzić, że badanie naukowe polega tylko na zajmowaniu się konkretnym przedmiotem, a nie analizowaniem szerszych zjawisk, poprzez które dopiero można stan tego konkretnego przedmiotu wyjaśnić. To jest w nauce tak elementarne, że niezrozumienie tego jest żenujące i zawstydzające. Tym bardziej żenujące, że ten styl myślenia zaprezentowała minister nauki z profesorskim tytułem Barbara Kudrycka.

A już czymś niebywałym jest sytuacja, gdy osoby powołane do inicjowania czy też zamawiania badań, np. członkowie państwowej komisji, sami ich nie robią i nie zamawiają. Albo posługują się rosyjskimi pseudobadaniami, których w żaden sposób nie można zweryfikować, bo nie ma dostępu do materiału porównawczego czy źródłowego, nie wiadomo, jakie były warunki badania, a nawet nie ma najmniejszego dowodu, że takie badania faktycznie przeprowadzono. Albo zwykłe oględziny traktuje się jak badanie, co jest nie tylko skrajną ignorancją, ale i zaprzeczeniem elementarnego obiektywizmu, bo to, co się komuś wydaje „na oko”, bez badania czy próby zbudowania modelu matematycznego nie ma żadnego znaczenia.

Państwowa komisja wyprodukowała raport końcowy o katastrofie smoleńskiej nie mając dostępu do większości dowodów, nie zlecając podstawowych badań, nie zamawiając (i to u różnych zespołów) modeli teoretycznych wyjaśniających procesy destrukcji samolotu (po uprzednim złożeniu tego, co zostało i uwzględnieniu w modelach), nie przeprowadzając symulacji falsyfikujących te modele, nie robiąc mnóstwa rzeczy, które w nauce są elementarzem pozwalającym sformułować jakiekolwiek sensowne i empirycznie potwierdzone wnioski. Nie zrobiła tego nie tylko dlatego, że nie miała na czym, pracować, ale i wskutek przyjęcia żenująco uproszczonych założeń, w których ważniejsza od konkretnych badań, modeli zjawisk i generalnie metody naukowej były kompletnie nieweryfikowalna i bezużyteczna psychologia albo rutyna.

To niebywała ignorancja i indolencja państwowej komisji podczas pracy nad raportem i jego obrona w ostatnich miesiącach są ogromnym problemem i powodem wstydu, a nie praca naukowców, którzy tę indolencję próbują przełamywać. To beznadziejna praca prokuratury jest problemem i powodem wstydu, a nie działania posłów, którzy starają się wymusić na prokuratorach elementarne czynności. Problemem na pewno nie są naukowcy, których założeń nie jest w stanie zrozumieć rechoczące towarzystwo ignorantów, ale ci ostatni. Wszystko jest tu postawione na głowie, a ci, którzy mają nogi zwrócone ku sufitowi wmawiają opinii publicznej, że chodzenie na rękach jest normalne. Nie jest i Polakom nie da się tego wmówić. Nawet stosując coraz bardziej żenujące metody.

Stanisław Janecki



 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła