Aktualne wydanie
Wydanie nr 26/2025 (656)
N A P O C Z Ą T E K
5T E M A T T Y G O D N I A
19K R A J
26Ś W I A T
39O P I N I E
47SP O R T
52G O S P O D A R K A
55H I S T O R I A
58S I E C I K U L T U R Y
61P O D R Ó Ż E
70K U C H N I A
71N A K O N I E C
72Toksyczna zadyma
Dlaczego obóz polityczny, który
przegrał wybory prezydenckie,
zdecydował się na podważanie
ich wyniku? Dlaczego dystrybuuje absurdalne
oskarżenia, próbując wmówić nam
wszystkim, że normalne, nieodbiegające od
normy pomyłki w raportach komisji wyborczych
były rzekomo jakimś systemowym
oszustwem? Przecież musi zdawać sobie
sprawę, że szanse powodzenia tej operacji
są bliskie zeru. Wynik wyborów uznała szefowa
Komisji Europejskiej i także, co kluczowe,
Stany Zjednoczone. A prawo mówi
jasno, że o ważności wyborów rozstrzyga
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw
Publicznych Sądu Najwyższego – ta sama,
która uznała ważność ostatnich wyborów
parlamentarnych.
Ta „zadyma” ma kilka celów. W najwęższym
planie chodzi tu przede wszystkim
o psychologiczne zdjęcie z siebie odium porażki.
To rodzaj terapii, niestety niezwykle
kosztowny dla naszego państwa, stojącego na
i tak dość słabych fundamentach. Przy okazji
pozycję w ramach Platformy wzmacnia Roman
Giertych, będący głównym motorem
tego przedsięwzięcia. Ale nie działa on sam
– z ujawnionych niedawno taśm wiemy, że
jest, a na pewno był, w wyjątkowo dobrych
relacjach z premierem Donaldem Tuskiem.
Giertych nie działa więc samodzielnie.
Zresztą premier autoryzuje tę akcję.
Z jednej strony przybiera minę państwowca,
mówiąc: „Nie może być tak, że ktokolwiek
– dlatego, że ma podejrzenia – uznaje, że te
wybory są nieważne albo że trzeba je powtórzyć”.
Z drugiej podkreśla, że „obywatele
mają prawo mieć pewność, że ich głosy
zostały dobrze policzone, że nie doszło do
manipulacji, nadużyć czy błędów na dużą
skalę”. I dodaje, iż „w interesie państwa
polskiego jest rozwianie wszelkich wątpliwości,
aby nikt nie mógł kwestionować procedur
wyborczych i wyniku wyborów”. Tak
sformułowana opinia w obecnych warunkach
oznacza zachętę dla pieniaczy, by dalej
szukali dziury w całym, siejąc dezinformację,
i budowali politycznie toksyczne mity.
Tu nie ma żadnego „ale”, żadnego „z drugiej
strony”. Karol Nawrocki wygrał przecież
bardzo wyraźnie, z przewagą 369 591 głosów
(1,78 pp.) nad Rafałem Trzaskowskim. To nie
było zwycięstwo „na żyletki”, ale wygrana
jednoznaczna, bezdyskusyjna.
W szerszym planie gra podważająca
wybory to inwestycja w przyszłość, która
ma osłabić pozycję nowego prezydenta. To
hodowanie narracji, po którą będzie można
sięgnąć w sprzyjających okolicznościach,
gdy karta się odwróci. W jakiejś mierze
to powtórzenie operacji z 2015 r., gdy dosłownie
kilka dni po wyborach wygranych
przez PiS zaczęto krzyczeć o zagrożonej
demokracji, sięgając po symbolikę oporu
przeciwko komunizmowi (KOD jako reinkarnacja
KOR). Wtedy też nie było precyzyjnego
planu – chodziło o położenie wałów,
które miały uniemożliwić nowemu rządowi
normalne działanie. Od pierwszych chwil
miał to być gabinet „nienormalny”, groźny,
przejściowy, może nawet okupacyjny. Dziś
tę samą taktykę podmywania legitymizacji
stosuje się wobec prezydenta elekta.
Doskonale wiemy, jakiego języka użyłby
obóz władzy, po jakie obelgi by sięgnął, gdyby
wygrał kandydat Tuska, a prawica podważała
wynik wyborów. Może na słowach by się nie
skończyło i w ruch poszłyby bodnarowskie
metody perswazji społecznej. Sytuacja nie
jest zresztą analogiczna: to Tusk kontroluje
aparat państwa, jego partia zawiaduje większością
samorządów, a jak wiemy z historii,
jeśli ktoś fałszuje wybory, to zazwyczaj robią
to rządzący. Możliwe zresztą, że gdyby doszło
do przeliczenia głosów, to przewaga Karola
Nawrockiego okazałaby się jeszcze większa,
niż wynika to z oficjalnych danych. Nie należy
jednak tego robić, ponieważ Polski nie
stać dziś na tak absurdalną awanturę, której
celem jest nie poszukiwanie prawdy, ale, nie
oszukujmy się, wykreowanie chaosu i później
obalenie wyborczego werdyktu Polaków,
a ten, pamiętajmy, zapadł przy rekordowej
frekwencji.
Jedno można zrozumieć: ogromną frustrację
przegranych. Poseł Witold Zembaczyński
z Koalicji Obywatelskiej miał rację,
mówiąc w trakcie dwugodzinnej prezydentury
Rafała Trzaskowskiego, że „waga tych
wyborów rozstrzyga wszystko na dziesięć
lat, na dekadę”. Tak, te wybory rozstrzygnęły
wiele, może nawet prawie wszystko.
Z Bożą pomocą wygrała Polska.
Jacek Karnowski
Co zrobi Tusk po klęsce?
Donaldowi Tuskowi nie opłaca się trwać u władzy aż do przegranych wyborów za ponad dwa lata, bo na całe następne pokolenie stanie się symbolem słabości i porażki. Lepiej mu znaleźć pretekst w jakimś ostrym konflikcie z prezydentem Karolem Nawrockim i doprowadzić do przedterminowych wyborów parlamentarnych – pisze na łamach nowego numeru „Sieci” Jan Rokita.
Artykuły z bieżącego wydania dostępne w ramach subskrypcji wPolityce.pl: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/wydanie-biezace.
Obozu władzy krajobraz po klęsce
Donaldowi Tuskowi nie opłaca się trwać u władzy aż do przegranych wyborów za ponad dwa lata, bo na całe następne pokolenie stanie się symbolem słabości i porażki. Lepiej mu znaleźć pretekst w jakimś ostrym konflikcie z prezydentem Karolem Nawrockim i doprowadzić do przedterminowych wyborów parlamentarnych – pisze Jan Rokita w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”.
Prezydent zagoni rząd do roboty
Karol Nawrocki wymaga od swojego zaplecza, aby od pierwszego dnia kadencji krok po kroku realizować to, co obiecywał w kampanii wyborczej – o kulisach kampanii i planowaniu pierwszych tygodni prezydentury z Pawłem Szefernakerem, szefem sztabu Karola Nawrockiego i przyszłym szefem jego gabinetu, rozmawia Marek Pyza.
Kamień z serca
W centrum Berlina miał powstać pomnik polskich ofiar niemieckiej okupacji. Zamiast tego jest ważący 30 ton głaz z meklemburskiego kamieniołomu. Niech służy jako świadectwo stosunków polsko-niemieckich – pisze na łamach „Sieci” Aleksandra Rybińska.