Autorzy 2023 - promocja!

Ping-pong w sprawie kamienicy

opublikowano: 26 listopada 2014
Ping-pong w sprawie kamienicy
fot. wPolityce.pl

Gronkiewicz-Waltz zagrała teczką! Jak to jednak zwykle w kampaniachwyborczych bywa, teczka nie skrywała w sobie zawartości tak cennej, jak chciałaby osoba sięgająca po ten trik.

 

czasie sobotniej debaty telewizyjnej pani prezydent wręczyła Jackowi Sasinowi teczkę zawierająca rzekomo pełen zestaw dokumentów dowodzących, że w sprawie wzbogacenia się jej rodziny na kamienicy ukradzionej żydowskim właścicielom ona i jej bliscy mają czyste sumienie.

Jacek Sasin na konferencji prasowej ujawnił, co w teczce było, a w zasadzie czego w niej zabrakło – kluczowych materiałów. Jeden dowodzi, iż sąd w latach 40. niezbicie stwierdził, że budynek zakupiony przez Romana Kępskiego (wuja Andrzeja Waltza, męża pani prezydent) został przez sprzedającego wyłudzony na podstawie sfałszowanych papierów. Drugi zaś – pismo ministerstwa transportu z 2012 r. – podaje drobiazgową historię kamienicy w oparciu o dokumenty nieznane organom administracyjnym, które wydawały korzystne – choć moralnie skandalicznie – decyzje dla rodziny HGW i stwierdza że kamienice Oppenheimów i Regirerów były wyłudzone, nie mogą więc być zwracane tym, którzy na wyłudzeniu skorzystali. Drugie pismo Gronkiewicz-Waltz musi znać, bo wylądowało przed dwoma laty na jej biurku. Jeśli nawet miała na nim taki bałagan, że nie była w stanie dotrzeć do dokumentu dotyczącego źródła pokaźnego bogactwa jej męża i córki, bardzo szczegółowo omówiliśmy pismo na początku listopada we „wSieci”. Na pewno ma więc wiedzę, co urzędnicy Sławka Nowaka ustalili. I o której godzinie…

Nihil novi. Pani prezydent od dwóch tygodni obarcza winą warszawską administrację, gdy stolicą rządził Lech Kaczyński. Mówienia o podstawowym fakcie – kradzieży kamienicy prawowitym właścicielom – unika jak ognia. Udaje, że nie słyszy pytań o zadośćuczynienie im.

Nie ma klasy, nie ma odwagi, nie ma poszanowania dla prawdy. No to przyjrzyjmy się raz jeszcze chwytom jej i jej żołnierzyka, Marcina Kierwińskiego – szefa sztabu Bufetowej. To młoda jeszcze postać w polityce, ale w Platformie zdążył już się nakarierować. Bo i wiceprezesura firmy budującej lotnisko w Modlinie znalazła się dla zasłużonego działacza stołecznego i Struzikowe zastępstwo w sejmiku mazowieckim. W partii od jej narodzin. Dziś jest posłem, wcześniej radnym warszawskim, od 2006 r. w sztabach HGW. Popatrzmy, co mówi pan szef sztabu:

Bardzo przykre jest, że pan Jacek Sasin po przegranej debacie (wyborczej przed II turą) chwyta się brudnej kampanii

Brudna kampania, panie szefie? Bo się przypomniało, że miliony wpłynęły na konto za trefny towar? Faktycznie, sprawa czysta nie jest, ale ze strony pańskiej pryncypałki.

A co do przegranej przez Sasina debaty - zaklinajcie sobie rzeczywistość dalej. I tak wasza umiłowana władza się kończy. Dobrze o tym wiecie i strach zagląda wam w oczy. A czasami nawet i prokurator.

CZYTAJ WIĘCEJ: Sasin: HGW utrwala stereotyp Polaka, który wzbogacił się na holokauście

Jedziemy dalej:

Pani prezydent jest osobą trzecią w całym tym postępowaniu, a i Andrzej Waltz wszedł w toczące się postępowanie jako spadkobierca. Ani Andrzej Waltz, ani Hanna Gronkiewicz-Waltz nie składali tego wniosku, tylko weszli w toczące się postępowanie

— mówi Kierwiński.

I nie wiedzieli, bidulki, że wujek Romek kupił od złodzieja? Przykre. Wujek nie wspominał, że uczestniczył w procesach w latach 40., w których sądy skazywały Leona Kalinowskiego – szmalcownika, od którego wujo kamienicę zakupił? A może nie zdążył po prostu? Może sam o tym fakcie zapomniał i jak gdyby nigdy nic w latach 90. wystąpił o zwrot budynku, o którym WIEDZIAŁ, że jest kradziony. Miał swoje lata, widocznie zapomniał.

Ale nie w tym rzecz. „Weszli w postępowanie” – powiada pan szef sztabu. Załóżmy nawet, że wujo do ostatnich dni był tajemniczy, że pan Andrzej i pani Hania niespecjalnie interesowali się losami kamienicy (w końcu są tylko biznesmenem i profesorem prawa), że odziedziczyli jakąś tam ruderkę, a że nie mają głowy do nieruchomości, to szybko puścili ją (po cenie parokrotnie niższej) takim, co orientują się, jak coś tanio kupić, lokatorów wykurzyć i dobrze zarobić. I niech nikt mi nie mówi, że cała kamienica była warta te 15 mln, za które została m.in. przez Waltzów sprzedana, bo jedno tylko mieszkanie rok później kosztowało w niej 3 miliony! Budynek powinien być wyceniony przez rodzinę pani prezydent na co najmniej 40 mln. Ale że mają dobre serce, to zrobili dla „czyścicieli kamienic” promocję. OK, przeprowadzamy na sobie na potrzeby wywodu pana szefa sztabu i pani HGWlobotomię i wierzymy w te wszystkie ich bzdury. Dlaczego jednak wciąż żadne z nich nie jest w stanie przyznać: „fakt, kamienica została ukradziona, głupia sprawa, wypada jakoś wynagrodzić to tym, którzy żyją i powinni zarobić na niej zamiast nas”. Tak ciężko oddać, co nie swoje?

Wracamy jeszcze na moment do pana szefa sztabu:

W tej sprawie pani prezydent przekazała panu Jackowi Sasinowi komplet dokumentów, które były w jej posiadaniu

Ciekawa sprawa, bo kluczowego dokumentu brakuje. Jeżeli wiec pani Hania ma w bufecie taki bałagan, że nie może znaleźć jednego kwitu, o którym od dwóch tygodni huczy całe miasto, to może niech sobie odpuści dalsze rządzenie Warszawą? Nie chcielibyśmy, aby prezydent stolicy gubiła ważniejsze dokumenty…

Dla przypomnienia – chodzi o Decyzję Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z 16 marca 2012 o sygnaturze BOI-3e/786-R-425/08. Na 11 stronie tego pisma w rozdzielniku pod numerem 26. stoi jak byk: „Prezydent m. st. Warszawy”. Niech pani prezydent zamiast jeździć metrem pod Wisłą (to szalenie niebezpieczne – przypominamy!) weźmie pana szefa sztabu i może razem poszukają. 6 kartek. Gdzieś muszą leżeć.

Trudno przecież uwierzyć, że kwit nie daje się zauważyć celowo i ma to jakiś związek z niewytaczaniem hucznie zapowiadanego pozwu przeciwko „wSieci”. Na sali sądowej ten dokument byłby cytowany do znudzenia i na pewno obu stronom by na tym zależało. Może wreszcie go znajdą.

Kierwiński znów przypomniał dziś, że HGW zapowiedziała sprawę w sądzie. Znów nie wyjaśnił jednak, dlaczego nie zależy jej, by rozstrzygnąć wszystko przed drugą turą i puścić rozgrzanemu sędziemu w trybie wyborczym. Cała prawda po jej stronie, my – nygusy (jak uroczo nazwał nas kiedyś w Sejmie handlarz podrabianymi torebkami z immunitetem w kieszeni), co się uwzięliśmy i nieprawdę piszemy.

Raz jeszcze: wszystko, co w sprawie kamienicy napisaliśmy, podtrzymujemy!

Marek Pyza



 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła