Przegląd prasy Piotra Zaremby



Ostatnią „Politykę” zdominował wywiad z polskim premierem. Tusk znowu na okładce, Tusk znowu musi. Wybaczcie Państwo jednak, że o tym wywiadzie nie będzie ani słowa. Jest tak rozpaczliwie przewidywalny, że sam mógłbym go napisać. Zarówno kwestie Donalda Tuska jak i redaktorów Mariusza Janickiego oraz Wiesława Władyki.
Im wszystkim poleciłbym jednak tekst w tym samym numerze: „Przychodzi Tadzio do lekarza”. To reportaż (skądinąd ginący gatunek, a szkoda) Edyty Gietki o Tadeuszu Żaku, który całkiem oficjalnie pełni funkcję kolejkowego stacza. Nie do sklepów naturalnie, a..do przychodni. Rzecz dzieje się w Tarnowie.
Pierwszy fragment z brzegu: „reforma sparaliżowała najbardziej tych w gipsie. Zamawiają stanie u Tadka nawet z innych powiatów. U nich pierwsze wolne terminy u ortopedy za zdjęcie gipsu wypadają za cztery miesiące. Więc totalnie unieruchomieni. Jeśli sami zechcą uwolnić się z gipsu, nie dostaną odszkodowania z ubezpieczenia.
Ludzie, to się czyta jak scenariusz makabrycznej komedii, przy której wysiada Bareja ze swoimi operacjami na czas, w świetle kamer. Te opowieści o zapisach na miesiące jeśli nie lata naprzód, to jest dokumentacja ludzkiej męki, której patronuje polskie państwo. Ponieważ sam kilka razy chorowałem w państwowych szpitalach, mnie to nie śmieszy. Poza chronicznej brakiem pieniędzy na ochronę zdrowia mamy do czynienia z organizacyjnym niedowładem zawinionym przez tę konkretną ekipę. Powtórzę: Tusku musisz. To przeczytać chociażby!
W tej samej „Polityce” jeszcze jeden tekst: panowie Janicki i Władyka piszą o sporach wokół polskiej historii. I dalejże nas przekonywać, że wielkie postaci historyczne miały prawo mieć wady, a nawet budzić fragmentami swojego życiorysu poważne kontrowersje. Zgadzam się, że prawem wahadła część polskich konserwatystów posuwa się za daleko w patosie, lukrowaniu i oburzaniu się na wszystko, co odstaje od patriotycznego schematu. Ale takie teksty mają jedną wadę. Walcząc z uproszczeniami, same stają się jednym wielkim uproszczeniem, na dokładkę nieprzypadkowym. Oto Władyka i Janicki demonstrują swoje hamletyczne rozterki wokół dwóch postaci: Stanisława Mikołajczyka i Wojciecha Jaruzelskiego.
Tymczasem Mikołajczyk, oceniany krytycznie za decyzję powrotu do Polski po wojnie i próbę zdobycia władzy legalną drogą, więc na podstawie porozumienia z Sowietami i komunistami, był polskim patriotą. Zwłaszcza po latach od jego śmierci warto to przyznać warto to przyznać.
Za to Jaruzelski to, używając języka autorów tego artykułu, sowiecki namiestnik. Który na dokładkę wyróżnił się wśród innych sowieckich namiestników wyjątkowo bolesnym uderzeniem w polskie nadzieje i aspiracje. Naturalnie nikt nikomu nie zabroni mnożyć jednym tchem wątpliwości wokół Jaruzelskiego i Mikołajczyka. Ani to mądre jednak, ani rzetelne.
A jest i szerszy kontekst sprawy. Publicyści „Polityki” nawołują do cieniowania, używania szarości. Jako historyk tylko im mogę przyklasnąć. Ale nawet podane przez nich na początku przykłady: polemiki wokół biografii Zośki i Rudego wywołane prowokacją pewnej pani od literatury, i polemiki wokół rotmistrza Pileckiego wywołane prowokacją pewnego pana od historii (niestety) pokazują, że nie o niuanse toczy się bój.
Jest cała galeria postaci i stojących za nimi środowisk, które podjęły świadomą decyzję aby obrzydzić Polakom polską historię. Kiedy im się to wytyka, zasłaniają się swobodą debaty, albo sięgają po zupełnie niewinne przykłady (typu pytanie o ocenę księcia Jaremy Wiśnowieckiego). W tym czarnym, lub ciemnoszarym obrazie, wyróżniać się ma tylko jeden wątek: żydowski, On ma świecić, wszystko inne czeznąć i marnieć. Przykład odmiennych losów profesora Jasiewicza oraz doktor Janickiej symbolizują to idealnie.
Na koniec uwaga na temat ostatniej „Gazety Polskiej”. Stały felietonista Piotr Lisiewicz opowiada w niej, jak to wygrażał przed pałacem prezydenckim prezydentowi nazywając go ruskim agentem, bo ten opakował w folię kamiennego lwa stojącego na Krakowskim Przedmieściu.
Czterdziestojednoletni Lisiewicz lubi się chwalić swoją młodzieniaszkowatością. Tu zaśnie na klatce schodowej, ówdzie wychyli z kibolami pod mostem. Teraz jednak zdecydował się wystąpić w roli gderliwego staruszka. Twierdzi, że wzbudził wesołość w stojących na warcie żołnierzach. Nie dziwię się.
I tu powrót do początku. Tusk osłaniając bezmiar swoich wpadek i bezeceństw, rzuca w pewnym momencie 167. deklarację nadawania Polsce pogodnej twarzy. Naturalnie ta pogoda sztuczna jest i robiona coraz bardziej na siłę, raz za razem wyzierają spod niej napięte mięśnie. Ale się jednak wysilają, ale udają.
Dopóki po drugiej stronie będziemy widzieli przede wszystkim strasznych, nawet jeśli dość jeszcze młodych staruszków, kolejne wygrane wybory mają w kieszeni.
Piotr Zaremba