Wielki sukces Bundesligi



W latach 80. XX w. angielski napastnik Gary Lineker stwierdził, że "piłka nożna to taka gra, w której 22 facetów biega po boisku, a na końcu i tak zawsze wygrywają Niemcy". Tym razem nie będzie inaczej, bez względu na to czy puchar Ligi Mistrzów uniesie Bayern czy Borussia, zwycięży niemiecki futbol.
Sobota, 25 maja 2013 r, godz. 20:45 - na stadionie Wembley niecałe 90 tysięcy widzów, przed telewizorami... kilkanaście milionów. Oczy całego świata zwrócone będą na to historyczne angielskie boisko. To tam rozegra się najważniejszy mecz piłkarski tego roku! Udział w nim wezmą dwa niemieckie zespoły, które swoją grą w całej edycji Ligi Mistrzów w pełni zasłużyły na to by tego dnia znaleźć się w Londynie.
Od kilku lat niemiecki futbol stoi na bardzo wysokim poziomie, a sama Bundesliga zaliczana jest do TOP 3 na Świecie(obok Anglii i Hiszpanii). Ale czy zawsze było tak pięknie? O tym właśnie w swoim najnowszym felietonie dla "Sieci" pisze Cezary Kowalski.
"Czy tylko przypadek i przewrotność dyscypliny, jaką jest piłka nożna, sprawiły, że finałowa walka o triumf w najbardziej prestiżowych, klubowych rozgrywkach będzie wewnętrzną sprawą przedstawicieli Bundesligi? Aby to rozstrzygnąć, warto cofnąć się o 23 lata. To właśnie wtedy, podczas mundialu we Włoszech w 1990 r., Niemcy po raz ostatni sięgnęli po mistrzostwo świata. Drużyna pod wodzą Franza Beckenbauera, który miał do dyspozycji m.in. Lothara Matheusa, Juergena Klinsmanna czy Rudiego Voelera, wygrała w mało efektownym stylu. Piłkarze nie byli porywający, finezyjni, ale za to do bólu konsekwentni, solidni i niezwykle zdyscyplinowani. Cztery lata później, już z Bertim Vogtsem w roli selekcjonera, dotarli do ćwierćfinału mistrzostw świata w USA, a w 1996 r. zdobyli mistrzostwo Europy. W 1998 r. dostali się też do grona najlepszych ośmiu zespołów na świecie we Francji. To już był jednak łabędzi śpiew. Zmierzch futbolu o określonym, wcale niewyrafinowanym stylu, ale jednocześnie marce, która nie pozwalała schodzić poniżej pewnego poziomu. Gwiazdy się postarzały, młodych nie było widać. Trenerzy o wielkich nazwiskach nie byli w stanie zaproponować czegoś ożywczego.
Czarę goryczy przelał występ na Euro 2000 w Holandii i Belgii, gdzie Niemcy nie osiągnęli nic i zostali upokorzeni 3:0 przez Portugalczyków.Właśnie ten moment był przełomowy. Niemiecka federacja, ale nie tylko ona, zrozumiała, że czas na systemowe działania. I nie chodziło jedynie o jakąś rewolucję personalną, postawienie na tego lub innego trenera, lecz o reformę od podstaw" - pisze Cezary Kowalski, komentator Polsat Sportu.
O reformach niemieckiego futbolu przeczytacie państwo więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Sieci" dostępnym na rynku od 13 maja! Serdecznie zapraszamy!