Archiwum
Wydanie nr 31/2023 (556)
NA POCZĄTEK
6TEMAT TYGODNIA
20KRAJ
24POWSTANIE WARSZAWSKIE
40OPINIE
64ŚWIAT
67SIECI KULTURY
79NATURA DLA LUDZI
91SPORT
94KUCHNIA
100NA KONIEC
102Cuchnący spadek po rządach Tuska
Gospodarka odpadami to może mało prestiżowy, ale za to wielce dochodowy biznes. Gdyby tak nie było, to nikt nie kusiłby zapewne byłego ministra skarbu w rządzie Tuska kilkumilionowymi łapówkami w zamian za załatwienie – jak twierdzi prokuratura – gigantycznych kontraktów z warszawskim MPO. Jak można zarobić na śmieciach? Otóż zarabia się na ich przetwarzaniu, składowaniu, spalaniu oraz na handlu nimi. W odpadach można znaleźć wiele wartościowych surowców, takich jak złom różnych metali, szkło czy tworzywa sztuczne. Polska w ub.r. sprzedała za granicę 350 tys. ton takich odpadów. Sprowadziliśmy z kolei nieco mniej, bo 300 tys. ton. Dla porównania Niemcy importują rocznie ok. 5 mln ton odpadów, Francja – 6,5 mln ton, a nie wielka Holandia – niemal 4,5 mln ton. Trudno więc powiedzieć, że Polska jest dzisiaj śmietniskiem Europy. Jednak nie zawsze tak było. Przykładowo w 2011 r., a więc w samym apogeum rządów PO-PSL, do Polski trafiło z zagranicy 1 mln ton odpadów. Aż do 2013 r. import śmieci utrzymywał się na podobnie wysokim poziomie, a odpady trafiały do nas nawet z tak egzotycznych miejsc jak Ghana czy Wenezuela. Był to w dużym stopniu skutek działania mafii śmieciowej. Biznes polegał m.in. na tym, że przedsiębiorcze firmy z Polski oferowały swoim zagranicznym kontrahentom wywóz śmieci do naszego kraju. Kontrahenci z zagranicy chętnie się na to zgadzali, bo było to znacznie tańsze niż utylizacja. Zwłaszcza gdy w grę wchodziły odpady niebezpieczne. W ten sposób rozmaite chemikalia, azbest, akumulatory i inne paskudztwa trafiały do Polski, gdzie składowano je w dzierżawionych lub zakupionych składowiskach, zwykle w starych halach, a niekiedy po prostu pod gołym niebem. W 2018 r. doszło do serii pożarów na takich wysypiskach, bo mafia śmieciowa, zamiast przetwarzać odpady, postanowiła się ich po prostu tanim kosztem pozbyć. Wówczas też zdecydowano w Polsce o wprowadzeniu zakazu importu śmieci, z którego wyłączono jedynie takie odpady – w tym również potencjalnie niebezpieczne (tzw. grupa bursztynowa) – które nadają się do ponownego przetworzenia, co jest zresztą tanią i spotykaną na całym świecie formą pozyskiwania poszukiwanych surowców. Nie oznacza to jednak, że problem całkowicie zniknął, o czym świadczy niedawny pożar wysypiska pod Zieloną Górą. Donald Tusk, choć płonące wysypisko powstało właśnie za jego rządów, natychmiast wyczuł świetną okazję do ataku na PiS – tym razem z ekologicznej flanki. To zresztą nie pierwsza taka sytuacja, PiS obrywał już za Rospudę, za kornika w Białowieży, za przekop Mierzei Wiślanej, za śnięte ryby w Odrze, a nawet za martwą wiewiórkę w warszawskim parku szczęśliwickim. Oczywiście nikt nawet nie udaje, że chodzi tu o ekologię. Bo po awarii oczyszczalni Czajka i po zapowiedzi odstrzału dzików w Warszawie przez Rafała Trzaskowskiego, żadnych protestów nie uświadczyliśmy. Podobnie jak w przypadku imigrantów Platforma posłużyła się manipulacją mającą wskazywać, że import odpadów do Polski jest ciągle wysoki. Prawda jest jednak taka, że – po pierwsze – jest on niższy niż kiedyś, gdy importem zajmowała się mafia, a po drugie – obejmuje dziś wyłącznie śmieci podlegające przetworzeniu, a w przypadku grupy bursztynowej – monitorowane dodatkowo przez państwo. Z kolei jeśli chodzi o pożar w Zielonej Górze, to doszło do niego głównie wskutek niekompetencji urzędników samorządowych, którzy najpierw wydali zgodę na powstanie wysypiska, potem ją cofnęli, a na koniec nie mogli wyegzekwować utylizacji zgromadzonych tam niebezpiecznych chemikaliów. Nie wiedzieli nawet, ile tych substancji tam jest. Bo oczywiście firma, której wcześniej udzielono pozwolenia na wysypisko, dawno się ulotniła. A gdy śmietnisko się zapaliło, samorządowcy, reprezentujący w większości partię Tuska, natychmiast zwalili winę na rząd, bo nie dał im pieniędzy na utylizację. Z jakiej jednak paki rząd ma wydawać pieniądze podatników na naprawianie błędów nieudolnych samorządowców z Platformy? Może niech sami za to zapłacą. Najlepiej podczas kolejnych wyborów.
Konrad Kołodziejski
„Sieci”: Kulisy manipulacji
Nowe wydanie tygodnika „Sieci” odsłania kulisy manipulacji, której bohaterką jest pani Joanna.
Rola życia
Dorota Łosiewicz opisuje na łamach tygodnika „Sieci” sprawę Joanny Parniewskiej.
Ręka w rękę z Kremlem
Marek Pyza i Marcin Wikło na łamach tygodnika „Sieci” .
Wyścig do sławy
Konrad Kołodziejski na łamach „Sieci” analizuje głośną historię Sylwii Peretti i jej syna, który zginął w tragicznym wypadku samochodowym.