Archiwum

Kryzys tu zostanie

Jesteśmy świadkami zmiany o znaczeniu historycznym. I nie jest to zmiana dobra. Oto Unia Europejska, dotąd tak mocno akcentująca konieczność ochrony granic zewnętrznych (bo są warunkiem istnienia strefy Schengen), ogłosiła, że można się w niej swobodnie osiedlać. Z dnia na dzień unijne prawo przestało obowiązywać, a ci, którzy próbowali je egzekwować — np. Viktor Orbán — stali się adresatami połajanek. Nie miejmy złudzeń: ten sygnał poszedł w świat i wkrótce do nas wróci. A ponowne uszczelnienie granic będzie bardzo trudne. Kolejne fale przybyszów łatwo nie odstąpią, bo skoro poprzednicy zostali przyjęci, to dlaczego oni mają wracać do domów? 

Debata wokół wielkiej fali imigrantów nie jest uczciwa. Widzimy przede wszystkim młodych mężczyzn z telefonami komórkowymi, a słyszymy, że to bezbronne ofiary wojny. Mówią nam, że to ludzie szukający schronienia, a wiemy, iż odrzucają gościnę państw bezpiecznych, ale biedniejszych. Zapewnia się nas, że będzie dobrze, ignorując dotychczasowe (bardzo kiepskie) doświadczenia państw Zachodu z integracją muzułmanów.

Dobrze, że w Polsce kryzys imigracyjny nakłada się na kampanię wyborczą. Dzięki temu władza nie może działać za plecami społeczeństwa. Jest też nadzieja, że już za kilka tygodni będziemy mieli nowy rząd. Taki, którego nie będziemy podejrzewali o to, że się boi i że ulegnie, myśląc o przyszłych stanowiskach w Brukseli.

Jacek Karnowski