Czy to nasze "ostateczne rozwiązanie"?
Jak wynika z badania Homo Homini dla "Rzeczpospolitej", aż 41 proc. respondentów twierdzi, że dla obecnej Polski nie poświęciłoby... niczego. Tylko 19 proc. z nas oddałoby dla ojczyzny swoje życie lub zdrowie, a 17 proc. gotowych jest na poświęcenie majątku.
Smutny sondaż, ale oceniając intuicyjnie - autentyczny. Potwierdza przekonanie wielu mądrych ludzi, że zbliża się ostateczne starcie, którego stawką będzie przetrwanie Polski prawdziwej, wolnej, niepokonanej, albo przynajmniej przetrwanie szansy na taką ojczyznę w przewidywalnej przyszłości. To badanie potwierdza też, że obóz władzy - ten szeroko pojęty, rządzący od 1989 roku - prowadzi nas ku nicości, a Polska go zwyczajnie nie obchodzi.
Zwróćmy uwagę, nie niemal dokładnie pokrywa się z postawami w sprawie tragedii smoleńskiej. Wiemy przecież, że sprawą niewyjaśnionej śmierci urzędującego prezydenta przejęło się - zależnie od punktu fali - od 1/4 do 1/3 Polaków.
Deklarowanie patriotyzmu nie jest w Polsce sprawą błahą. Od co najmniej 200 lat Polska trwa wolą Polaków. Epoka nowożytna niewiele w tej sprawie zmieniła. Ciśnienia zewnętrzne, mające swoje źródła na wschodzie i na zachodzie, w dwóch wielkich cywilizacjach dążących do dominacji, nie zniknęły. Mogły zmienić formę, ale nie swoją istotę. Każdy, kto twierdzi, że Polska może być "normalnym" krajem, który nie musi już obawiać się agresji, który może po prostu żyć beztrosko, kłamie.
Czyżby więc III Rzeczpospolita była ostatnim etapem dziejowej podróży naszego narodu? Czy to nasze "ostateczne rozwiązanie"? Część wyjedzie, a ci, którzy pozostaną, powiedzą: ok, odpuszczamy, róbcie z nami co chcecie, może nawet będzie lepiej?
Tak może się zdarzyć. Owszem, Polska bywała w gorszych opałach, a jednak przetrwała, choć wielokrotnie prorokowano jej koniec. Nie ma tu jednak żadnego automatyzmu. Kościół katolicki na zachodzie Europy też wychodził z wielu kryzysów obronną ręką, aż w końcu niemal zanikł. Samo nie dzieje się nic. Za każdą udaną obroną polskości stali dzielni Polacy, tysiącami mordowani, zsyłani na sybir, wywłaszczani.
Dziś też jest ich wielu. I to mimo szczególnie silnej, do tego subtelnej (a chwilami odwrotnie - jawnie brutalnej) presji, warunkującej powodzenie, karierę, czy choćby święty spokój opowiedzeniem się po stronie wrogów Polski.
Te 20 proc., które za Polskę oddałoby życie, tworzy dziś historię. Od nich wszystko zależy. Te 41 proc., które Polsce nie dałoby nic, samo z siebie nie znaczy nic; to po prostu ofiary przemocy.
Musimy zrobić wszystko, by dzieci tych 41 proc. myślały tak, jak myślimy my. To naprawdę możliwe.
Jacek Karnowski