Archiwum

Degeneracja państwa

Przed dwoma tygodniami Małgorzata Wassermann objaśniała w wywiadzie dla „Sieci”, jak działała mafia, która stała za Amber Gold. Wystarczyło poczekać do najbliższego przesłuchania, by zobaczyć efekty tego mechanizmu. Byli policjanci z pomorskiej komendy wojewódzkiej zdeklasowali rywali w konkursie na najgorszych polskich gliniarzy. Udało im się aż przez półtora roku ciągnąć fasadową operację „Bursztyn”, byle tylko nic nie wykryć ani nie potwierdzić oszustwa kryjącego się za rosnącą w siłę firmą mamiącą Polaków lokatami w złocie.

Czy (nie) działali tak sami z siebie? Trudno w to uwierzyć – mowa o funkcjonariuszach doświadczonych w ściganiu przestępców gospodarczych. Najbardziej prawdopodobne jest, że pasywność została im narzucona, lecz do dziś nie chcą wydać władców policyjnych marionetek.

Drążeniem tego wątku zajmie się teraz prokuratura. A komisja śledcza ma „na rozkładzie” kolejną państwową instytucję (dobijamy do drugiej dwudziestki), która w sprawie piramidy finansowej okazała się zdegenerowana.

Sejmowa ekipa, na czele z krakowską posłanką, bodaj najskuteczniej odsłania patologie, jakie rozpanoszyły się w III RP. Po roku prac niekiedy można być już zmęczonym zawiłością wątków i szczegółowością przesłuchań. Ale warto je wnikliwie śledzić, bo to niezwykle cenne studium rozkładu teoretycznego państwa.

Marek Pyza

Na chłopski rozum

Politycy PSL jak jeden mąż zadeklarowali, że wierzą Waldemarowi Pawlakowi. Że jest patriotą, że zawsze dbał o polskie interesy i że na pewno nie wziął łapówki za sprzyjanie rosyjskim interesom podczas negocjacji kontraktu gazowego podpisanego ostatecznie 29 października 2010 r.

O łapówce, rzeczywiście, przesądzić nie można i nawet nie staraliśmy się tego robić, gdy w poprzednim numerze tygodnika „Sieci” podaliśmy do publicznej wiadomości, że prokuratura okręgowa wszczęła dochodzenie w sprawie niedopełnienia obowiązków przez byłego wicepremiera oraz dwoje innych urzędników. Niech zatem śledczy teraz się wykażą i niech udowodnią tę winę, taka jest ich, nie nasza, rola.

Mimo to to właśnie my, dziennikarze, zostaliśmy nazwani najpierw przez obecnego szefa PSL Władysława Kosiniaka- -Kamysza „kłamcami i oszczercami”, a potem przez byłego przewodniczącego ludowców Janusza Piechocińskiego „cynglami PiS”. Oburza nas to umiarkowanie, bo bronią nas fakty, które z kolei dla PSL mogą być niewygodne i burzyć tę niezachwianą wiarę w swojego człowieka. Waldemara Pawlaka, który podczas „negocjacji” (musimy wziąć ten wyraz w cudzysłów) dla Rosji chciał więcej niż ona sama, nazwaliśmy „człowiekiem Moskwy w Warszawie” i zdania nie zmieniamy. I to nie jest kwestia wiary.

Marcin Wikło