Autorzy 2023 - promocja!

Prezydent zdradza swój plan

opublikowano: 14 maja 2017
Prezydent zdradza swój plan lupa lupa

Wkrótce powołam pełnomocnika ds. związanych z referendum. Głosowanie, rozpisane przeze mnie za zgodą Senatu, mogłoby się odbyć 11 listopada 2018 r. albo w tym okresie. Chcę, by po raz pierwszy od zmiany ustroju Polacy mogli sami zdecydować, jak ma być ułożone nasze państwo – mówi prezydent Andrzej Duda w wywiadzie z Jackiem i Michałem Karnowskimi w najnowszym wydaniu tygodnika „wSieci”. 

Prezydent przypomniana również kulisy uchwalenia aktualnie obowiązującej ustawy zasadniczej i zorganizowanego przed jej uchwaleniem referendum:

Frekwencja w referendum konstytucyjnym wyniosła 42 proc.! Za konstytucją padło niecałe 6 mln 400 tys. głosów, przeciw, mimo niskiej frekwencji – ponad 5 mln. Ja w wyborach prezydenckich dostałem 8 mln 600 tys. głosów, więc mam mocny mandat społeczny do zainicjowania takiej debaty. Przypominam to także tym, którzy dzisiaj obawiają się, że nie uda się zachęcić do głosowania ponad połowy Polaków – mówi prezydent Andrzej Duda.

Andrzej Duda odnosi się do reakcji społecznych dotyczących referendum konstytucyjnego:

(…) ci, którzy naprawdę mają oparcie społeczne, są zwolennikami tego referendum. W zeszłym tygodniu spotkałem się z przewodniczącym Komisji Krajowej „Solidarności”, który powiedział mi, że w pełni popiera ideę tego referendum. I dodał, że najbardziej podoba mu się pomysł odwrócenia dotychczasowej logiki konstruowania naszego państwa, że za najważniejsze uważa odejście od zasady, iż to elity stworzą konstytucję, a naród będzie się mógł później co do niej wypowiedzieć. No i tak było. W 1997 r. konstytucję uchwalono w kwietniu, a referendum nad już uchwaloną ustawą zasadniczą odbyło się w maju – czytamy w tekście.

W nowym tygodniku polecamy także dwa bardzo ciekawe artykuły o aktualnej sytuacji w Platformie Obywatelskiej. W artykule „Po marszu, klęska sukcesu” Stanisław Janecki wykazuje, jak wielką klęskę poniosła PO podczas szumnie zapowiadanego Marszu Wolności.

Marsz Wolności miał być wielkim skokiem na drodze PO do odzyskania władzy, a okazał się wielkim krokiem wstecz i spektakularną klapą – czytamy

Publicysta „wSieci” wyjaśnia, co tak naprawdę stało się w Warszawie 6 maja 2017. Konkluzja jest dla głównej opozycyjnej partii druzgocąca. Według Janeckiego Platforma Obywatelska poniosła ogromną wizerunkową klęskę, której w żaden sposób nie jest w stanie zatuszować.

Sukces Marszu Wolności, zorganizowanego 6 maja 2017 r., był tak wielki, że już następnego dnia Grzegorz Schetyna, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, zaczął szukać winnych. A potem było już tylko gorzej. Partia Schetyny właściwie osiągnęła tylko jeden z celów zakładanych przed marszem, ale jednocześnie zafundowała sobie nowe kłopoty. Ten jedyny osiągnięty cel to potwierdzenie, że PO i Schetyna są liderami opozycji, ale to nie budziło sporu już kilka tygodni przed marszem. Zresztą to przewodnictwo zostało potwierdzone w złym stylu – na zasadzie upokorzenia liderów PSL oraz Nowoczesnej: Władysława Kosiniaka- Kamysza (w mniejszym stopniu) i Ryszarda Petru (w dużym stopniu). Tyle tylko, że po marszu ta pozycja i przewaga zaczęły być w ekspresowym tempie marnotrawione. Głównie wskutek pułapki, jaką Prawo i Sprawiedliwość zastawiło na partię Schetyny, zadając jej liderom cztery pytania: o program Rodzina 500+, wiek emerytalny, imigrantów oraz likwidację Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Instytutu Pamięci Narodowej. Odpowiedzi na te pytania były jedną wielką katastrofą. Wynikało to zapewne z tego, że wielkie było napięcie spowodowane rozliczeniem marszu i uświadomieniem sobie konsekwencji klęski tego sukcesu. Tylko jeden punkt jest pewny, gdy chodzi o marsz i jego skutki – PO wydała kilka milionów złotych i były to pieniądze wyrzucone w błoto – przekonuje dziennikarz.

Drugi artykuł traktujący o Platformie Obywatelskiej, to próba wyjaśnienia ostatniej wolty partii w sprawie uchodźców. W bardzo klarowny sposób czyni to Konrad Kołodziejski w tekście „Za, a nawet przeciw emigrantom”.

Nic dziwnego, że Platforma Obywatelska nagle zmienia zdanie w sprawie przyjmowania uchodźców. Przyczyną tego zwrotu są badania opinii publicznej. Według kwietniowego sondażu CBOS aż 74 proc. badanych sprzeciwia się przyjmowaniu przez nasz kraj imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, przybywających do krajów Unii Europejskiej. Zwolenników relokacji jest zaledwie 22 proc., przy czym odsetek ten ciągle się zmniejsza. Oznacza to, że promocja muzułmańskiej imigracji poniosła w Polsce całkowitą klęskę i opozycja zaczyna wyciągać z tego wnioski – zaznacza Kołodziejski.

Z kolei Marek Pyza i Marcin Wikło w artykule „Druga wojna o caracale” analizują sprawę zamieszania związanego z przetargiem na śmigłowce dla polskiej armii, do jakiego doszło podczas rządów poprzedniej ekipy.

Przetarg od samego początku budził poważne wątpliwości. Najpierw armia potrzebowała 26 maszyn, później 70, by w końcu te same pieniądze chcieć wydać na 50 śmigłowców. Jak się ostatecznie okazało, polski rząd postanowił kupić najdroższe wiropłaty na świecie (ich cena z niewiadomych przyczyn z czasem rosła, by ostatecznie osiągnąć zawrotne ok. 65 mln euro za sztukę, dotychczas nikt na świecie nie kupował tak drogo) – piszą Marek Pyza i Marcin Wikło.

Autorzy artykułu w tygodniku „wSieci” wyjaśniają m.in. powody decyzji Antoniego Macierewicza.

W tej sprawie nie chodzi o to, kto doradzał Antoniemu Macierewiczowi, by zrezygnować z zakupu śmigłowców Airbusa. To tylko medialna zasłona dymna. Kluczowe pytanie brzmi bowiem: dlaczego kierowane przez Tomasza Siemoniaka MON uparcie dążyło do zakupu caracali? Dotarliśmy do niejawnych dokumentów, które dowodzą, że resort dostawał jasne ostrzeżenia: planowany zakup nie jest korzystny dla polskiej armii. Alarmowały zarówno wojskowy kontrwywiad, jak i Sztab Generalny. Wyolbrzymianie dziś mało istotnych wątków wygląda na próbę odwrócenia uwagi od istoty sprawy i wplątania w aferę obecnego szefostwa Ministerstwa Obrony – czytamy.

W najnowszym numerze przeczytamy też o historii, która poruszyła miliony Polaków – śmierci 27-letniej Polki w Egipcie. Dziennikarka tygodnika Maja Narbutt w artykule „Ostatnie wakacje w Egipcie” przypomina kulisy sprawy.

Specjalna grupa śledcza bada zagadkową śmierć polskiej turystki w Egipcie. Jej okoliczności nadal są niejasne. Egipcjanie twierdzą, że to samobójstwo. Polscy prokuratorzy zakładają jednak, że mogło dojść do zabójstwa. W całej historii więcej jest znaków zapytania niż odpowiedzi. Pewne jest tylko jedno: wkrótce po przylocie do Egiptu stan dziewczyny zaczął się drastycznie pogarszać, a pięć dni później już nie żyła – pisze w najnowszym numerze „wSieci” dziennikarka.

Maja Narbutt dotarła do Agi, przyjaciółki Magdaleny Żuk, z którą rozmawia o ostatnich chwilach Polki w Egipcie:

To nie była już Magda. Nie taka dziewczyna, jaką znałam, pewna siebie, przekonana, że zawsze sobie poradzi. Na nagraniu zobaczyłam zupełnie inną osobę – zaszczutą i tak przerażoną, że bała się mówić. A także przekonaną, że jest w sytuacji bez wyjścia – opowiada mi Aga, przyjaciółka Magdaleny Żuk – czytamy w tekście.

W nowym wydaniu „wSieci” także komentarze bieżących wydarzeń pióra Katarzyny i Andrzeja Zybertowiczów, Roberta Mazurka, Aleksandra Nalaskowskiego, Wojciecha Wencla, Krystyny Grzybowskiej, Piotra Skwiecińskiego, Jerzego Jachowicza, Andrzeja Rafała Potockiego, Krzysztofa Feusette’a, Marty Kaczyńskiej czy Bronisława Wildsteina.

Więcej artykułów w nowym numerze tygodnika „wSieci” w sprzedaży od 15 maja br., także w formie e-wydania – szczegóły na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html. Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół www.SiećPrzyjaciół.pl.

 



 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła