Zaremba: Odszedł człowiek kontrowersyjny
O pięknej biografii i dziwnym zakończeniu życia śp. Władysława Bartoszewskiego.
Przez lata moja ocena Władysława Bartoszewskiego była na wskroś pozytywna.
Po raz pierwszy zobaczyÅ‚em go, jeszcze jako licealista, w 1981 roku, podczas spotkania dla mÅ‚odzieży na temat historii Polski. ByÅ‚ to na wskroÅ› opozycyjny wobec ówczesnej rzeczywistoÅ›ci wykÅ‚ad w jakimÅ› akademiku. Ten szybko mówiÄ…cy pan, wtedy jak mi siÄ™ zdawaÅ‚o w „Å›rednio-starszym” wieku, okazaÅ‚ siÄ™ fascynujÄ…cym przewodnikiem po Å›wiecie innym niż oficjalny.
Ludziom prawicy, patriotom przywiązanym do najlepszych polskich tradycji, przypomnę, że on był naprawdę z tego właśnie świata. AK, potem PSL Mikołajczyka, ale także flirty z katolickim Stronnictwem Pracy, z Kościołem, ze środowiskami bliskimi WiN, wreszcie wiele lat stalinowskiego więzienia. To piękny życiorys.
Kiedy czyta siÄ™ nawet jego ostatnie książki, te pisane z MichaÅ‚em Komarem, widać, jak ciekawych ludzi poznaÅ‚ w tamtych czasach. ObracaÅ‚ siÄ™ w Å›rodowiskach przyzwoitych postaci, takich które od komunistycznej Polski doznaÅ‚y rzeczy najgorszych. I sam wyróżniaÅ‚ siÄ™ cywilnÄ… odwagÄ…. Jako historyk zajmujÄ…cy siÄ™ szczególnie uważnie okresem pierwszych lat po wojnie muszÄ™ to zaÅ›wiadczyć. W latach PRL byÅ‚ to kapitaÅ‚, z którego korzystaÅ‚ uczÄ…c Polaków miÅ‚oÅ›ci do ojczyzny wolnej od komunizmu.
Natomiast szanując i ceniąc go, nigdy za nim nie przepadałem. Także w czasach, kiedy był mi politycznie dość bliski. Zawsze bardzo salonowy, reprezentował najlepsze, ale i te mniej sympatyczne cechy polskiej inteligencji.
GdybyÅ›my rozmawiali o Bartoszewskim w roku 2005, mielibyÅ›my do czynienia z bohaterem bez maÅ‚a wszystkich Å›rodowisk solidarnoÅ›ciowych. To wtedy PiS zrobiÅ‚ go szefem Rady Polskiego Instytutu Spraw MiÄ™dzynarodowych, ba szefem Rady Nadzorczej LOT. On do czasu przyjmowaÅ‚ te fawory, a wszyscy traktowali je jako naturalne. PamiÄ™tam wtedy jego pewnÄ… obrotowość. „Gazecie Wyborczej” oferowaÅ‚ obronÄ™ dialogu z Å»ydami i Niemcami, ale prasie bliskiej prawicy – obronÄ™ lustracji i tradycyjnego patriotyzmu. WypowiadaÅ‚ siÄ™ wszÄ™dzie, chÄ™tnie i ze swadÄ….
Potem nastąpiło gwałtowne zerwanie z tą rolą. Nie tylko wybrał jedną stronę politycznego sporu, ale zaspokajał jej potrzeby wyjątkowo agresywnie. Wolał miejsce wojowniczego zagończyka niż powszechnie szacownego autorytetu, po czym kiedy mu odpowiadano tym samym, oburzał się i wołał pomocy. W grę wchodziły związki towarzyskie z jednymi środowiskami i śmiertelna obraza na inne.
Mnie najbardziej raziÅ‚y nawet nie przejawy jego partyjnego zaangażowania, a dziwne wykwity politycznej poprawnoÅ›ci, jak choćby twierdzenia, że w czasie wojny Polacy nie mieli specjalnego powodu bać siÄ™ Niemców, a tylko innych Polaków. Może wynikaÅ‚y one ze zbytniej popÄ™dliwoÅ›ci wystÄ…pieÅ„, ale siÄ™ przy nich upieraÅ‚. Intencje rozumiaÅ‚em, ale zwÅ‚aszcza dla pokoleÅ„, dla których wojna to prehistoria, byÅ‚ to sygnaÅ‚ kompletnie mylÄ…cy. I prezent dla naszych wrogów na Å›wiecie. Nie dbaÅ‚ o to – z wielkopaÅ„skÄ… lekkomyÅ›lnoÅ›ciÄ….
JeÅ›li można byÅ‚o czasem odnaleźć dawnego Bartoszewskiego, to tylko w wystÄ…pieniach i dziaÅ‚aniach zwiÄ…zanych z jego osobistymi, historycznymi zaszÅ‚oÅ›ciami. Zaledwie kilka lat temu poprzedziÅ‚ wstÄ™pem i de facto wydaÅ‚ pamiÄ™tnik swego dawnego szefa, Zygmunta AugustyÅ„skiego, redaktora naczelnego „Gazety Ludowej”. W książce ten, napisanej pod koniec lat 50., po wyjÅ›ciu AugustyÅ„skiego z dziesiÄ™cioletniej odsiadki, a tuż przed Å›mierciÄ…, dziennikarz znany z odwagi, ale i z ciÄ™tego jÄ™zyka bardzo krytycznie oceniaÅ‚ rolÄ™ Å»ydów w budowaniu systemu komunistycznego. Czy Å›ciÅ›le już wtedy sprzymierzony z dziećmi dawnych KPP-owców Bartoszewski tego nie zauważyÅ‚? Pozostanie to jego tajemnicÄ….
Ponieważ zaraz po Å›mierci o zmarÅ‚ych warto mówić przede wszystkim dobrze, nie chcÄ™ mnożyć przykrych obrachunków. MyÅ›lÄ™, że sam straciÅ‚ na tym rozdźwiÄ™ku ze sporÄ… częściÄ… Polaków najwiÄ™cej. ObróciÅ‚ przeciw sobie te Å›rodowiska, które najbardziej byÅ‚y przywiÄ…zane do jego dawnych wartoÅ›ci. Tych w imiÄ™ których siedziaÅ‚ w stalinowskim wiÄ™zieniu.
Tak jak Dawid Wildstein bojÄ™ siÄ™ ostrych ocen, które pominÄ… lwiÄ… część jego życia i bÄ™dÄ… siÄ™ koncentrować na politycznych potyczkach kilku ostatnich lat. CaÅ‚e życie czÅ‚owieka zasÅ‚uguje na uczciwy bilans. Ale jeszcze bardziej bojÄ™ siÄ™ używania tej Å›mierci do tego, co dzieje siÄ™ zawsze. Do walenia po gÅ‚owie przez mainstream tych, którzy zwykle sÄ… źli. Tak byÅ‚o przy okazji Å›mierci BronisÅ‚awa Geremka czy Tadeusza Mazowieckiego.
Pierwszy przejaw już mamy: Adam Michnik w rzewnym wspomnieniu chwali zmarÅ‚ego nie za to, że Å‚Ä…czyÅ‚ Polaków, choćby w dawniejszych latach, ale że ich dzieliÅ‚. „Z pogardÄ… wyrażaÅ‚ siÄ™ o filozofii politycznej dyplomatoÅ‚ków” wrÄ™cz cieszy siÄ™ redaktor GW. Chwalenie kogokolwiek za okazywanie przeciwnikom politycznym pogardy to aberracja. Ale wywieszanie tego na sztandaru w chwili Å›mierci? To siÄ™ wymyka nazewnictwu używanemu przez ludzi cywilizowanych.
PowtórzÄ™ wszakże raz jeszcze: odchodzi postać zasÅ‚użona, która odcisnęła piÄ™tno na polskiej historii. Zarazem postać pod koniec życia kontrowersyjna, nie szukajÄ…ca zgody, nie stroniÄ…ca od krzywdzÄ…cych ocen innych, choć nie bÄ™dÄ…c politycznym liderem mogÅ‚a wybrać caÅ‚kiem inny model swojej obecnoÅ›ci w życiu publicznym. Albo trzeba mówić także i o tym, albo nic nie mówić. OpowieÅ›ci o nieszczÄ™snym, wygwizdywanym, wrÄ™cz zaszczutym bohaterze, bÄ™dÄ… po prostu opowieÅ›ciami nieprawdziwymi.
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…
Piotr Zaremba